W dzisiejszym świecie rola kobiety
jest często zniesiona do poziomu jedynie estetycznego- ma pięknie wyglądać, być
seksowna, musi mieć idealne kształty. Często zapomina się o jej intelekcie, najważniejszy
jest jej wygląd, to jak się ubiera etc. Określana jako „płeć piękna” jest już z
góry skazana na bycie tylko eksponatem do podziwiania. Jest pod władzą męskiego
spojrzenia. Taką właśnie sylwetkę kobiety szkicuje w swoim tekście „Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne”
Laura Mulvey. Swoje tezy autorka opiera na
psychoanalizach Freuda oraz Lacana, ocenia zjawiska występujące w kinie. Wyodrębnia dwa najważniejsze
aspekty: przyjemność wzrokową związaną z podglądaniem, obserwowaniem postaci
kobiecej na ekranie oraz identyfikację widza z bohaterem filmu.
Kobiety są najczęściej jedynie
pięknym, ozdobnym tłem dla filmowej akcji. Piękna
aktorka staje się źródłem erotycznych fantazji i popędu seksualnego bohatera
oraz męskiego widza oglądającego obraz. Kobieta w kinie zdaniem Laury Mulvey jest ciągle
pokazywana od strony swojej seksualności. Kamera bacznie przygląda się jej
nogom, dekoltowi…. Obecnie wypięte do kamery pośladki nikogo już nie szokują.
Jeszcze przed premierą filmu często w mediach poruszany jest temat sceny
erotycznej, która będzie w nim obecna. Analizuje się napięcie seksualne między
głównymi bohaterami, ocenia się ich atrakcyjność, wymyśla się romanse między
aktorami na planie, czy wymienia się aktorkę, która skorzystała z dublerki pośladków.
Drugim
rodzajem przyjemności wymienionym przez autorkę jest utożsamianie się z
postacią na ekranie. Człowiek szuka bohatera podobnego do siebie samego, albo
takiego, który zrealizuje jego fantazje. Idealnym przykładem męskiego bohatera,
z którym męski widz chce się utożsamiać jest James Bond– człowiek z krwi i
kości, którego nie załamują porażki, jest sprytny, szybki, silny i ma u boku zawsze
piękne kobiety. W swoim tekście autorka pominęła jednak pragnienia kobiety,
która tak jak mężczyzna szuka swojego odbicia po drugiej stronie ekranu. Często
można je odnaleźć w filmowych biografiach silnych i niezależnych kobiet jak Joanna D’arc czy Margaret Thatcher („The Iron Lady” ). Takich filmów jest
znacznie więcej.
Świat filmu według autorki tekstu
został całkowicie zdominowany przez mężczyzn. To dzięki nim śledzimy przebieg
akcji. Kobieta ma tylko przykuwać wzrok,
podsycać pożądanie. Co do aspektu seksualności filmowych sylwetek kobiecych
trudno się nie zgodzić, mimo to już w filmie noir, tak naprawdę to kobieta była
tą silniejszą i gdyby nie jej intryga nie byłoby całej akcji filmu. Jej wygląd
zewnętrzny miał kusić mężczyznę, sprawić żeby nie myślał racjonalnie. Kobieta
noir jest modliszką, jest niebezpieczna, a jej seksualność to jedynie
wabik. Myślę, że to ten element jest
tutaj istotniejszy i stanowi główne walory filmów tego nurtu.
Laura Mulvey zarzuca kinu, że skupia
się tylko na cielesności kobiecej.
Obecnie panuje kult ciała. Jak w Starożytnej Grecji panuje teraz moda na
piękne, wyrzeźbione ciało. Nie dziwi więc fakt, że coraz częściej w filmach
mężczyźni są pokazywani w filmach w całej okazałości- ku uciesze damskiej
części widowni. Idealnym przykładem może być „Troja” Wolfgang Petersena z 2004 roku, gdzie
kamera przesuwa się powoli ukazując idealne nagie ciało Brada Pitt’a. Po
premierze filmu nic nie było bardziej komentowane w mediach bardziej od jego
wspaniałych, jędrnych pośladków.
Aktorzy coraz częściej muszą nabrać
masę, wyrzeźbić ciało do swojej roli. Rok temu w kinach był wyświetlany film
„Magic Mike”- to zdecydowany ukłon w stronę damskiej publiczności, dla której
tańczący rozebrani, pięknie wyglądający mężczyźni owładnęli ekran. To
oni stali się obiektem seksualnym. Nagie męskie ciało w kinie ku uciesze kobiet
zaczyna cieszyć się coraz większą popularnością.
Wydaje się, że wizerunek kobiety w filmie został już ostatecznie
przypieczętowany. Ostatnio jednak rola kobiety zaczyna ulegać przeobrażeniom.
Zmiany wprowadzane są stopniowo, ale skutecznie. Postaci żeńskie zajmują coraz
większe role w filmie. Mimo to wciąż
noszą seksowny pancerz, który je szufladkuje. Dobrym przykładem mogą być tutaj superbohaterki:
„Kobieta-kot”, czy Lara Croft z „Tomb
Raider”. Wizerunek kobiety wyzwolonej, która ma jakąś władzę zdaje się mimo
wszystko być przyćmiony przez jej powierzchowność.
Długo zastanawiałam się nad przykładem filmu, gdzie
znajdę bohaterkę silną, niezależną, która w ogóle nie byłaby obiektem
seksualnym… Szukałam filmu gdzie jako widz nie skupiałabym się na walorach zewnętrznych
bohaterki, tylko na akcji, która dodatkowo nie jest napędzana przez męskiego
bohatera, ale właśnie przez nią. Nawet dzisiaj w dobie walczących o swoje prawa
feministek o taki film bardzo trudno. Ale się udało. I nakręciła go właśnie
kobieta- Kathryn Bigelow. Nominowany ostatnio do Oscara „Wróg numer jeden” to film, który wbrew pozorom koncentruje się
tylko na jednej postaci i nie jest nią Osama Bin Laden. Wątek ujęcia terrorysty
jest oczywiście bardzo istotny, lecz stanowi on raczej punkt wyjścia dla
ukazania zagadkowości i nieugiętości kobiety. Grana przez piękną aktorkę (choć
w filmie widz nie skupia na tym swojej uwagi) Jessicę Chastain bohaterka jest
ucieleśnieniem odwagi. Jest silna, ale mimo to zachowuje jakąś cząstkę kobiecej
wrażliwości (np. sceny tortur; zakończenie filmu).
W filmie nie ma przyjemności patrzenia. Maya jest
aseksualna. Nie znajdziemy tu scen erotycznych, nagości związanej z aktem
seksualnym, nawet napięcia seksualnego. I nie wiem czy jest to celowy zabieg
mający na celu pokazanie, że kobieta też może być bohaterem takim jak
mężczyzna- twardo stąpającym po ziemi, mogącym dumnie powiedzieć „I’m the motherfucker, who
found the house”. Czy może jest to spowodowane tym, że reżyserka uznała, że można
zrobić naprawdę świetny film bez seksu (zresztą scena erotyczna nic by tu nie
wniosła). Jedyna scena z elementem nagości, to torturowania więźnia i to
mężczyzna jest tu wystawiony na widok kobiecego spojrzenia, jest wyzbyty swojej
intymności. Dochodzi do odwrócenia roli. To on czuje się upokorzony, stoi nagi
przed kobietą, która to według jego męskiego- samczego świata powinna być na
jego miejscu.
![]() |
Podsumowując teoria Laury Mulvey w
dużej mierze sprawdza się w dzisiejszych czasach. Jednak jej zbyt feministyczny
oddźwięk może razić. Autorka nie uwzględnia bowiem innej płci niż męska… a ciekawe byłoby
przyjrzenie się kwestii skopofilii pod kątem spojrzenia kobiety. Kobieca ciekawość i chęć podglądania wydaje
się być dużo silniejsza niż męska. Idąc za puentą naszej rodzimej, ponadczasowej produkcji „Seksmisja” walka płci i tak nic nie da. Zawsze dojdziemy
do wniosku, że mężczyźni są dla kobiet, a kobiety dla mężczyzn i bez siebie
nawzajem nie da się funkcjonować.
Justyna M.
i jeszcze coś specjalnie dla Pań ;)





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz