wtorek, 21 maja 2013

Kobieta- seksualne tło filmowego obrazu?


W dzisiejszym świecie rola kobiety jest często zniesiona do poziomu jedynie estetycznego- ma pięknie wyglądać, być seksowna, musi mieć idealne kształty. Często zapomina się o jej intelekcie, najważniejszy jest jej wygląd, to jak się ubiera etc. Określana jako „płeć piękna” jest już z góry skazana na bycie tylko eksponatem do podziwiania. Jest pod władzą męskiego spojrzenia. Taką właśnie sylwetkę kobiety szkicuje w swoim tekście „Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne” Laura Mulvey. Swoje tezy autorka opiera na psychoanalizach Freuda oraz Lacana, ocenia zjawiska występujące w kinie. Wyodrębnia dwa najważniejsze aspekty: przyjemność wzrokową związaną z podglądaniem, obserwowaniem postaci kobiecej na ekranie oraz identyfikację widza z bohaterem filmu.
Kobiety są najczęściej jedynie pięknym, ozdobnym tłem dla filmowej akcji. Piękna aktorka staje się źródłem erotycznych fantazji i popędu seksualnego bohatera oraz męskiego widza oglądającego obraz. Kobieta w kinie zdaniem Laury Mulvey jest ciągle pokazywana od strony swojej seksualności. Kamera bacznie przygląda się jej nogom, dekoltowi…. Obecnie  wypięte  do kamery pośladki nikogo już nie szokują. Jeszcze przed premierą filmu często w mediach poruszany jest temat sceny erotycznej, która będzie w nim obecna. Analizuje się napięcie seksualne między głównymi bohaterami, ocenia się ich atrakcyjność, wymyśla się romanse między aktorami na planie, czy wymienia się aktorkę, która skorzystała z dublerki pośladków.
Drugim rodzajem przyjemności wymienionym przez autorkę jest utożsamianie się z postacią na ekranie. Człowiek szuka bohatera podobnego do siebie samego, albo takiego, który zrealizuje jego fantazje. Idealnym przykładem męskiego bohatera, z którym męski widz chce się utożsamiać jest James Bond– człowiek z krwi i kości, którego nie załamują porażki, jest sprytny, szybki, silny i ma u boku zawsze piękne kobiety. W swoim tekście autorka pominęła jednak pragnienia kobiety, która tak jak mężczyzna szuka swojego odbicia po drugiej stronie ekranu. Często można je odnaleźć w filmowych biografiach silnych i niezależnych kobiet jak Joanna D’arc czy Margaret Thatcher („The Iron Lady” ). Takich filmów jest znacznie więcej.
Świat filmu według autorki tekstu został całkowicie zdominowany przez mężczyzn. To dzięki nim śledzimy przebieg akcji.  Kobieta ma tylko przykuwać wzrok, podsycać pożądanie. Co do aspektu seksualności filmowych sylwetek kobiecych trudno się nie zgodzić, mimo to już w filmie noir, tak naprawdę to kobieta była tą silniejszą i gdyby nie jej intryga nie byłoby całej akcji filmu. Jej wygląd zewnętrzny miał kusić mężczyznę, sprawić żeby nie myślał racjonalnie. Kobieta noir jest modliszką, jest niebezpieczna, a jej seksualność to jedynie wabik.  Myślę, że to ten element jest tutaj istotniejszy i stanowi główne walory filmów tego nurtu. 
Laura Mulvey zarzuca kinu, że skupia się tylko na cielesności kobiecej.  Obecnie panuje kult ciała. Jak w Starożytnej Grecji panuje teraz moda na piękne, wyrzeźbione ciało. Nie dziwi więc fakt, że coraz częściej w filmach mężczyźni są pokazywani w filmach w całej okazałości- ku uciesze damskiej części widowni. Idealnym przykładem może być „Troja” Wolfgang Petersena z 2004 roku, gdzie kamera przesuwa się powoli ukazując idealne nagie ciało Brada Pitt’a. Po premierze filmu nic nie było bardziej komentowane w mediach bardziej od jego wspaniałych, jędrnych pośladków.




Aktorzy coraz częściej muszą nabrać masę, wyrzeźbić ciało do swojej roli. Rok temu w kinach był wyświetlany film „Magic Mike”- to zdecydowany ukłon w stronę damskiej publiczności, dla której tańczący rozebrani, pięknie wyglądający mężczyźni owładnęli ekran. To oni stali się obiektem seksualnym. Nagie męskie ciało w kinie ku uciesze kobiet zaczyna cieszyć się coraz większą popularnością.
Wydaje się, że wizerunek kobiety w filmie został już ostatecznie przypieczętowany. Ostatnio jednak rola kobiety zaczyna ulegać przeobrażeniom. Zmiany wprowadzane są stopniowo, ale skutecznie. Postaci żeńskie zajmują coraz większe role w filmie. Mimo to wciąż noszą seksowny pancerz, który je szufladkuje. Dobrym przykładem mogą być tutaj superbohaterki: „Kobieta-kot”, czy Lara Croft z  „Tomb Raider”. Wizerunek kobiety wyzwolonej, która ma jakąś władzę zdaje się mimo wszystko być przyćmiony przez jej powierzchowność.

Długo zastanawiałam się nad przykładem filmu, gdzie znajdę bohaterkę silną, niezależną, która w ogóle nie byłaby obiektem seksualnym… Szukałam filmu gdzie jako widz nie skupiałabym się na walorach zewnętrznych bohaterki, tylko na akcji, która dodatkowo nie jest napędzana przez męskiego bohatera, ale właśnie przez nią. Nawet dzisiaj w dobie walczących o swoje prawa feministek o taki film bardzo trudno. Ale się udało. I nakręciła go właśnie kobieta- Kathryn Bigelow. Nominowany ostatnio do Oscara „Wróg numer jeden” to film, który wbrew pozorom koncentruje się tylko na jednej postaci i nie jest nią Osama Bin Laden. Wątek ujęcia terrorysty jest oczywiście bardzo istotny, lecz stanowi on raczej punkt wyjścia dla ukazania zagadkowości i nieugiętości kobiety. Grana przez piękną aktorkę (choć w filmie widz nie skupia na tym swojej uwagi) Jessicę Chastain bohaterka jest ucieleśnieniem odwagi. Jest silna, ale mimo to zachowuje jakąś cząstkę kobiecej wrażliwości (np. sceny tortur; zakończenie filmu).
W filmie nie ma przyjemności patrzenia. Maya jest aseksualna. Nie znajdziemy tu scen erotycznych, nagości związanej z aktem seksualnym, nawet napięcia seksualnego. I nie wiem czy jest to celowy zabieg mający na celu pokazanie, że kobieta też może być bohaterem takim jak mężczyzna- twardo stąpającym po ziemi, mogącym dumnie powiedzieć „I’m the motherfucker, who found the house”. Czy może jest to spowodowane tym, że reżyserka uznała, że można zrobić naprawdę świetny film bez seksu (zresztą scena erotyczna nic by tu nie wniosła). Jedyna scena z elementem nagości, to torturowania więźnia i to mężczyzna jest tu wystawiony na widok kobiecego spojrzenia, jest wyzbyty swojej intymności. Dochodzi do odwrócenia roli. To on czuje się upokorzony, stoi nagi przed kobietą, która to według jego męskiego- samczego świata powinna być na jego miejscu.


Podsumowując teoria Laury Mulvey w dużej mierze sprawdza się w dzisiejszych czasach. Jednak jej zbyt feministyczny oddźwięk może razić. Autorka nie uwzględnia bowiem  innej płci niż męska… a ciekawe byłoby przyjrzenie się kwestii skopofilii pod kątem spojrzenia kobiety.  Kobieca ciekawość i chęć podglądania wydaje się być dużo silniejsza niż męska. Idąc za puentą naszej rodzimej,  ponadczasowej produkcji „Seksmisja”  walka płci i tak nic nie da. Zawsze dojdziemy do wniosku, że mężczyźni są dla kobiet, a kobiety dla mężczyzn i bez siebie nawzajem nie da się funkcjonować.

                                                                                                                           Justyna M.




i jeszcze coś specjalnie dla Pań ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz